Recenzja filmu

Świadek bez pamięci (2007)
Scott Frank
Joseph Gordon-Levitt
Jeff Daniels

Fabuła bez świadków

W "Świadku bez pamięci" widać przebłyski wielkiego kina więc nudzić się na tym filmie nie sposób. Choć bardzo łatwo go zapomnieć.
Na tym filmie może i jest chwilami emocjonująco i zabawnie , może i jest tu parę świetnych pomysłów, jednak koniec końców lądujemy jak tytułowy bohater. Wszystko ulatnia się z głowy w kilka minut po seansie. I kto zaświadczy, że ten film w ogóle powstał? Trzeba przyznać, że dystrybutor decydując się na polski tytuł reżyserskiego debiutu znanego scenarzysty, wykazał się wyjątkowym profetyzmem („Świadek bez pamięci” to w oryginale „ The Lookout”). Scott Frank odpowiada między inny za scenariusz „Raportu mniejszości” i niewątpliwie z Dicka wziął przekonanie, że świat to trochę inne miejsce niż nam się wydaje, a „prawda jest gdzie indziej”, żeby przywołać slogan z popularnego niegdyś serialu. W „Świadku...” owej dziwności doświadcza pewien niedoszły sportowiec, który w wyniku tragicznego wypadku traci pamięć. A konkretnie tzw. pamięć świeżą, co owocuje tym, że wszystko co bohater usłyszy czy zobaczy, od razu zapomina. Zmuszony jest do notowania najprostszych zdarzeń i największych oczywistości. Przewodnikiem po świecie staje się dla niego pewien zgryźliwy niewidomy. Jest jeszcze ten trzeci. Przyjaciel, który po tym jak główny bohater dostaje w końcu pracę sprzątacza w banku, wpada na plan, według którego Chris ma odegrać niebagatelną, acz całkowicie nieuświadomioną rolę. Frank pokazuje, że uważał na lekcjach u Spielberga i Soderbergha i wie na czym polega w kinie suspens. „Świadek bez pamięci” jest trochę jak seks a rebour – orgazm jest już na samym początku. Naprawdę nie warto spóźnić się do kina, bo pierwsza scena naprawdę może wbić w fotel. Potem jest już momentami nużący, bo dość stabilny romans pomiędzy „Memento” a „Rain Manem”. W zabawach z chronologią wydarzeń nie widać jednak maestrii Nolana, a główny bohater zdaje się czasami zapominać o swojej przypadłości (jednak formie kalectwa), zmieniając się w lekko tylko walniętego herosa. Napiszmy jednak uczciwie, że fragmenty zmagań bohatera z własną chorobą naprawdę robią wrażenie. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie myli tropy, dezorientuje widza, mnoży białe plamy. Po obejrzeniu filmu będziecie także wiedzieć, w jaką wściekłość może człowieka wprowadzić tak prozaiczna z pozoru czynność jak przyrządzanie posiłku. Szkoda, że w drugiej części Frank postanawia wprowadzić wątek kryminalny – konwencję, w której czuje się wyraźnie gorzej. Wtedy też w scenariuszu pojawiają się szwy, czy raczej niechlujne fastrygi mające pokryć ewidentny brak pomysłu. Nie narzekajmy jednak. W „Świadku...” widać przebłyski wielkiego kina i nudzić się na tym filmie nie sposób. Choć bardzo łatwo zapomnieć.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones